Tagi
Michał Kamiński, czlonek Opus Dei – uczestnik prowokacji na Majdanie (na Ukrainie) 2014
„Moralne kurduplostwo?” Kamiński bierze wolne od polityki
Politykiem został jako nastolatek. Dzięki niemu PiS odnosiło sukcesy wyborcze. Dziś Michał Kamiński mówi o partii: moralne kurduplostwo. I bierze wolne od polityki.
Większość Polaków nie jest ani posłami, ani politykami i nie popełnia z tego powodu samobójstwa, więc ja też jakoś przeżyję – mówi „Newsweekowi” Michał Kamiński. I od razu dodaje: – Nie będę jednak ściemniać: bycie europosłem to w porównaniu z możliwościami zarabiania w kraju lot w kosmos. Wielu ludzi, by zdobyć tę robotę, jest gotowych zrobić bardzo wiele. Gdy widzę, jak drżą im ręce i pot spływa po czołach, to czuję wielki komfort, że mnie to już nie dotyczy. Czuję się znowu wolnym człowiekiem.
Niesiołowski zna Kamińskiego niemal od ćwierćwiecza. Obaj zaczynali w tej samej partii – ZChN
Kamiński ogłosił, że nie będzie startował w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie należy do żadnej partii. Ta, do której ostatnio był przypisany, PJN, zniknęła, wchodząc w skład powołanej przez Jarosława Gowina partii Polska Razem.
– Nie wierzy pan w Gowina? – pytam.
– Nie przekreślam jego szans, ale kiedy patrzę na liderów tej partii, przypomina mi to sytuację, w której ludzie mający kłopoty z błędnikiem wsiadają do kabiny pilotów. Nie jest to, przyzna pani, bezpieczny samolot.
Facet przy marszałku
– Ciekawe, ile bez polityki wytrzyma? – pyta Stefan Niesiołowski. – Nigdy w życiu nie robił niczego poza polityką. Tak szybko w nią wszedł, że nie zdążył nawet zrobić żadnych studiów – dodaje. Niesiołowski zna Kamińskiego niemal od ćwierćwiecza. Mimo różnicy pokoleń w wolnej Polsce obaj zaczynali w tej samej partii – ZChN.
– Chodziłem na wagary, by prowadzić biuro ZChN – przyznaje Kamiński. – Był wtedy bardzo szczupłym, rzutkim chłopakiem. Byłem święcie przekonany, że to student. Dopiero potem dowiedziałem się, że nie zrobił jeszcze matury – wspomina jeden z założycieli ZChN, Marek Jurek.
Kamiński równocześnie pracował w Polskim Radiu. Grzegorz Miecugow szukał kogoś do prowadzenia audycji dla nastolatków: – Zgłosił się Misiek. Od razu było widać, że ma dryg do dziennikarstwa. Niczego nie musiałem go uczyć – mówi Miecugow.
W 1991 r., gdy ZChN szykowało się do pierwszych w pełni wolnych wyborów parlamentarnych, pojawiły się pieniądze na kampanię radiową. – Powiedziałem, że pracuję w radiu, a szefowie na to: „To rób kampanię”. Miałem wtedy 19 lat – opowiada Kamiński. ZChN zdobyło 49 miejsc w Sejmie i 9 w Senacie. Szef ZChN Wiesław Chrzanowski został marszałkiem Sejmu. Michał Kamiński jego asystentem.
– Od razu po maturze stałem się facetem przy marszałku. Dużo widziałem i dużo wiedziałem. Jeździliśmy razem po Polsce. Nawet wakacje razem spędzaliśmy. Byłem z Chrzanowskim blisko. To on otworzył mi drzwi do wielkiej polityki – przyznaje Kamiński.
W starciu z wielką polityką studia nie miały szans. Kamiński dopiero w 2008 r. zrobił licencjat w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie. Uchodzi jednak za erudytę. Pochłania setki książek, zwłaszcza publikacje dotyczące polityki i historii. Mówi biegle pięcioma językami. – A po rosyjsku to nawet śnię – śmieje się, prowadząc przez telefon rozmowę z Ukraińcami dzwoniącymi z kijowskiego majdanu.
Poseł z Łomży
W wyborach 1993 r. ZChN, jak cała prawica, poniosło klęskę. Kamiński został reporterem sejmowym. – Byłem pełen podziwu – opowiada Miecugow. – Misiek nadawał z głowy sążniste korespondencje. Pracował dla różnych redakcji i nigdy nie jechał tym samym tekstem.
W wyborach 1997 r. postanowił wykreować samego siebie. Startował z listy AWS w Łomży. – Urodzony warszawiak wymyślił sobie hasło: „Poseł z Łomży” i nagle tego Podlasia zrobiło się w partii pełno. Kamiński ma ten rodzaj energii, która natychmiast zaraża – opowiada Niesiołowski. Został posłem z Łomży. Za przemówienia z mównicy na Wiejskiej dziennikarze przyznali mu tytuł najlepszego mówcy sejmowego. Był już też rzecznikiem ZChN.
W wyborach 1997 r. postanowił wykreować samego siebie.
Pasmo sukcesów przerwał wyjazd z Markiem Jurkiem (wtedy członkiem KRRiT) i dziennikarzem Tomaszem Wołkiem do Londynu do przetrzymywanego tam chilijskiego dyktatora Augusta Pinocheta. Kamiński mówił w Sejmie: „To manifestacja solidarności ze starym człowiekiem, któremu dziś lewica chce zrobić krzywdę, ponieważ przed laty obnażył jej słabość i nędzę (…). Jak na was patrzę, panowie z SLD, to dochodzę do wniosku, że trzeba go naśladować”. Posłowie lewicy krzyczeli: „Burak! Faszysta! Skończ studia, palancie”. Na lotnisku oblano go cuchnącą cieczą.
Trzech prawicowych muszkieterów zawiozło Pinochetowi w dowód poparcia ryngraf z Matką Boską. Po powrocie dostali zaproszenie do popularnego programu „Tok Szok” Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego. Nie wiedzieli, że będą skonfrontowani z Mariem Galdamezem, ofiarą reżimu Pinocheta. Galdamez opowiadał o torturowaniu więźniów prądem i o kobietach gwałconych przez psy. Kamiński po latach przyzna, że wyjazd do Londynu był błędem.
Spotkanie z Pinochetem ciągle ktoś mu wypomina. Tamta wyprawa przeszkadza mu w robieniu kariery w Parlamencie Europejskim, w którym zasiada od roku 2004. Równie niechlubna jest postawa Kamińskiego w sprawie Jedwabnego. W 2001 r., gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski przepraszał w imieniu narodu polskiego za pogrom Żydów dokonany w 1941 r., Kamiński gardłował: „Jest wiele różnych spraw, za które Kwaśniewski powinien przeprosić, ale nie za Jedwabne”. Przekonywał, że „Polacy nie powinni przepraszać za pogrom w Jedwabnem, dopóki Żydzi nie wyrażą skruchy za współpracę z Sowietami po 17 września 1939 r.”. Postulował nawet stworzenie komitetu obrony dobrego imienia mieszkańców Jedwabnego.
Kamiński gardłował: „Jest wiele różnych spraw, za które Kwaśniewski powinien przeprosić, ale nie za Jedwabne”
Artysta i menedżer
Rok 2001 jest dla Kamińskiego trudny. Zbliżają się wybory, ZChN słabnie. Z częścią kolegów przechodzi do Przymierza Prawicy. Tu trafia także Adam Bielan z rozpadającego się Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Dostają miejsca na listach wyborczych PiS i wchodzą do Sejmu.
Kamiński zaczyna blisko współpracować z Bielanem w 2002 r., przy okazji kampanii wyborczej Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Warszawy. Jarosław Kaczyński początkowo uważa, że brat nie ma szans w starciu z Andrzejem Olechowskim, któremu sondaże wróżą zwycięstwo. Ale dzięki tandemowi Bielan – Kamiński Lech Kaczyński wygrywa.
W PiS żartowano, że Kamiński ma chorobę lokomocyjną na opak, czyli jak nie przewiezie tyłka co trzy miesiące, to jest chory
Bielan z Kamińskim z dnia na dzień stają się PiS-owskimi specami od marketingu politycznego, od knucia, analizowania sondaży i wymyślania strategii. Wszyscy mówią o nich: spin doktorzy. Jacek Kurski nazywa ich nierozerwalnym duetem „artysty (Kamiński) i jego menedżera (Bielan)”.
– Dość szybko stali się tak nierozłączni, że nie wiedzieliśmy, ile Bielana w Kamińskim, a ile Kamińskiego w Bielanie. Wiadomo było jedynie, że Kamiński jest od roztaczania wizji, a Bielan od pilnowania, by te wizje inni wprowadzali w życie – mówi jeden z byłych polityków PiS.
Korzystając ze zdobytej pozycji, zaczynają podróżować, by podglądać kampanie wyborcze na świecie, spotykać się ze specami od PR. – Do tego dobra restauracja, hotel. Zwłaszcza Misiek w tym zakosztował. W partii żartowaliśmy, że ma chorobę lokomocyjną na opak, czyli jak nie przewiezie tyłka co trzy miesiące, to jest chory – wspomina poseł PiS.
Za swój największy sukces do dziś uważają kampanie wyborcze 2005 r., które przyniosły PiS podwójną wygraną: parlamentarną i prezydencką. Ich pomysłem był podział Polski na solidarną i liberalną. Mieli w partii tak mocną pozycję, że po wyborach parlamentarnych poszli do Lecha Kaczyńskiego (honorowego prezesa PiS) i tłumaczyli, że jego brat nie może zostać premierem, bo to odbierze Lechowi szansę na wygranie wyborów prezydenckich. – Polacy nie zdzierżą bliźniaków na dwóch najważniejszych stanowiskach – przekonywali Lecha. Ten najpierw się obraził i nie odzywał do nich przez dwa dni, a potem przyjął podpowiedziane przez spin doktorów rozwiązanie – premierem został Kazimierz Marcinkiewicz. Michał Kamiński w książce „Koniec PiS” twierdzi, że późniejsze przejęcie rządu przez Jarosława Kaczyńskiego było błędem poczynionym wbrew jego radom, bo „z Marcinkiewiczem jako premierem PiS nigdy nie upadłoby tak nisko”.
Gdy zbliżały się wybory do europarlamentu, Kamiński przyszedł do prezydenta i prosił go ze łzami w oczach, by pozwolił mu wrócić do Strasburga.
– Z Miśkiem zawsze tak jest: jak sukces, to w stu procentach jego. Jak klęska, to wyłącznie innych. Jego pomysły zawsze, co podkreślał, były genialne, a nasze zawsze do dupy – mówi polityk PiS i dodaje: – A na dodatek Misiek miał dobre kontakty z mediami, więc dziennikarze od razu się dowiadywali, kto stoi za sukcesem, a kto za porażką PiS.
Pokuta u prezydenta
W 2007 r. PiS miało kłopoty, zaczął się sypać rząd Jarosława Kaczyńskiego. Lech Kaczyński wezwał do siebie spin doktorów. Żądał, by wracali z Brukseli i skoro najlepiej wiedzą, jak robić dobry PR, zajęli się wizerunkiem partii. – Prezydent czuł się odpowiedzialny za los rządu PiS, uważał, że musi płacić wszystkie rachunki za błędy brata – mówi ówczesny pracownik prezydenckiej kancelarii. Kamiński został rzecznikiem prasowym prezydenta. – Strasznie się w tej kancelarii mordował, bo Misiek nie jest stworzony do urzędniczej roboty. Lubi wymyślać, a potem z realizacji swoich pomysłów rozliczać innych. A tam trzeba było świecić twarzą od rana do wieczora – mówi znajomy Kamińskiego. – W 2009 roku – dodaje – gdy zbliżały się kolejne wybory do europarlamentu, Kamiński przyszedł do prezydenta i prosił go ze łzami w oczach, by pozwolił mu wrócić do Strasburga. Mówił, że ma na utrzymaniu rodzinę, że chciałby wykorzystać swoją szansę.
Sam Kamiński okres pracy w kancelarii prezydenckiej wspomina inaczej: – Byłem dla prezydenta psychicznym odgromnikiem. Bardzo dużo rozmawialiśmy i o sprawach osobistych, i tych ważnych dla kraju. Zaczynaliśmy dzień od tego, co słychać, a kończyliśmy rozmową ciągnącą się długo w noc. Nie lubię o tym opowiadać, bo nie chcę, jak wielu byłych kolegów, budować pozycji na pamięci o Lechu Kaczyńskim.
Prezydent zgodził się na kandydowanie Kamińskiego do europarlamentu.
– Lubił Miśka. Razem wypili niejedno czerwone wino. Obaj byli jego wielkimi miłośnikami – mówi pracownik kancelarii.
Gdy Kamiński miał już mandat europosła w kieszeni i pewność sutej pensji, zamienił warszawskie mieszkanie na dom pod Warszawą, na linii otwockiej. Prawie 270 metrów kwadratowych urządzonych z wielkim smakiem. W partii zaczęła krążyć anegdota, że w tym domu jest najlepiej urządzony gabinet polityka PiS. Zdjęcie prezydenta Kaczyńskiego wisi na honorowym miejscu.
Przegrana z Macierewiczem
Informacja o katastrofie smoleńskiej zastała Kamińskiego na wakacjach w Hongkongu. Gdy powiadomieni SMS-ami włączyli z żoną telewizor i zobaczyli w CNN wrak samolotu, uklękli i zaczęli się modlić. Do Polski wrócili następnego dnia. Kamiński był jednym ze zwolenników pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Na znak żałoby ogolił głowę na łyso.
Niemal od razu zaczął z Bielanem planować kampanię wyborczą Jarosława
Kaczyńskiego. Bielan wymyślił, że trzeba ocieplić wizerunek prezesa osobą Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Została szefową kampanii. Pomysłem Kamińskiego było postawienie w kampanii na koniec wojny polsko-polskiej. Chciał nawet, by na kluczowym spotkaniu z wyborcami na Jasnej Górze prezes powiedział: „Wybaczam i proszę o wybaczenie”, co miało mu zapewnić poparcie tych, którzy nie do końca wierzyli w przemianę Jarosława Kaczyńskiego. Miał to być dowód na to, że prezes potrafi wznieść się ponad własne emocje. Ten fragment przemówienia Kaczyński jednak pominął.
Kamiński: Ciągłe intrygi, moralne kurduplostwo PiS po prostu mnie wykańczało.
W powyborczy poniedziałek Kamiński stawił się u prezesa, ale pod drzwiami gabinetu czekał już Antoni Macierewicz. – Antoni był u prezesa pierwszy i rzucił mu najcięższe chyba oskarżenie: „Zapomniałeś w kampanii o Lechu” – opowiada polityk PiS. Jarosław postawił na Macierewicza.
Michał Kamiński przyznaje, że przegranie wojny z Macierewiczem o to, czy PiS ma być partią zrównoważonej, odpowiedzialnej prawicy, czy radykalnej kontestacji wszystkiego, było jego największą porażką polityczną. – Musiało go to bardzo zaboleć. Mógł przecież wyjechać do Brukseli i spokojnie przeczekać cztery lata do kolejnych eurowyborów. Tymczasem poszedł na zwarcie z prezesem – mówi polityk PiS.
Niewolnicy prezesa Kaczyńskiego
Kamiński odejście z PiS ogłosił w sposób widowiskowy, udzielając wywiadu w TVN24. W rozmowie z „Newsweekiem” przyznaje: – To był impuls, nie konsultowałem tego z Bielanem.
Kamiński ujawnił w telewizji, że zadzwonił do niego polityk z kierownictwa partii i powiedział, że Kamiński może wzmocnić pozycję w PiS, jeśli opowie o rozmowach z wyrzuconą kilka dni wcześniej z partii Joanną Kluzik-Rostkowską.
– Ciągłe intrygi, moralne kurduplostwo PiS po prostu mnie wykańczało. Za długo przymykałem oczy. Za długo przekonywałem sam siebie, że idee są ważniejsze, nawet jeśli ludzie się nie sprawdzają. Tamten telefon przelał czarę goryczy. Zrozumiałem, że płacę ogromną cenę za bycie w PiS – mówi wzburzony i niemal na jednym wydechu dodaje: – Najgorsze, co próbuje robić Jarosław Kaczyński z ludźmi, to zmuszanie ich do bycia niewolnikami. Nie mogłem się na to zgodzić. Odszedłem, by być wiarygodny przed samym sobą. Ważne było odejście z PiS, przystąpienie do PJN to sprawa drugorzędna.
W akcie solidarności wyszedł z PiS również Bielan. I także trafił do PJN, ale gdy kilka miesięcy później Kluzik-Rostkowska wyrzucała Bielana z tej partii, Kamiński nie kiwnął nawet palcem. – Odebrałem to jako przejaw nielojalności przyjaciela. Polityka nas połączyła i polityka poróżniła. Szkoda, bo wiele łączyło nas także w życiu prywatnym – mówi Bielan.
Jest ojcem chrzestnym młodszej córki Kamińskiego. Michał był świadkiem na drugim ślubie Bielana.
Dawni koledzy spin doktorów twierdzą, że ich relacje są do dziś złe. Nie bez przyczyny Kamiński wycofanie się z eurowyborów ogłosił w momencie, gdy Bielan próbuje wejść do nowej partii Gowina, licząc na mandat europosła.
Tusk mu nie wybaczy
Kamiński był w PJN, ale nigdy się w tę partię nie zaangażował. Po odejściu z PiS zaprzyjaźnił się z Romanem Giertychem, a za jego pośrednictwem z Radosławem Sikorskim. Urządzali grille, spędzali sylwestry. Politycy PJN twierdzą, że to Kamiński stał za przejściem Joanny Kluzik-Rostkowskiej do PO w kluczowym momencie kampanii wyborczej 2011 r. – Siedział u Joaśki cały dzień, pilnował, żeby się nie rozmyśliła – opowiada były polityk PiS.
Polityk PO z kolei twierdzi, że Kamiński w tamtej kampanii był tym, który namówił sztab wyborczy Tuska, by rozdmuchał sprawę Merkel (prezes Kaczyński w książce „Polska naszych marzeń” napisał, że wybór Angeli Merkel na szefa niemieckiego rządu nie był przypadkowy, a potem w wywiadach sugerował, że maczało w tym palce Stasi). Zarzuty wywołały oburzenie także w zagranicznych mediach. Po przegranych wyborach Kaczyński zaliczył sprawę Merkel do trzech głównych błędów swojej kampanii.
Także przed niedawnym referendum warszawskim Kamiński podpowiadał Platformie strategię działania. – Mówił, by straszyć warszawiaków wizją dnia następnego, gdy ratusz przejmie trio: Kaczyński, Hofman i Rozenek. W punktowaniu PiS jest naprawdę dobry – śmieje się polityk PO.
Czy to znaczy, że może stać się spin doktorem PO w sytuacji, gdy partia gorączkowo szuka recepty na spadającą popularność? – To niemożliwe – zapewnia Niesiołowski. – Tusk nigdy nie wybaczy Kamińskiemu kampanii z dziadkiem z Wehrmachtu ani tego, jak pluł na rząd PO, będąc rzecznikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Co na to Kamiński? – Odpowiem cytatem z wieszcza: „Mocniejszy jestem: cięższą podajcie mi zbroję”.
http://polska.newsweek.pl/michal-kaminski-o-pis-newsweek-pl,artykuly,276950,1,3.html
zrodlo : Newsweek